Dramatyczne wydarzenia rozegrały się na Zalewie Wiślanym, gdzie dwie młode entuzjastki windsurfingu – 12- i 18-letnia dziewczyna – znalazły się w poważnym niebezpieczeństwie, a ich 63-letni dziadek podejmujący próbę niesienia pomocy również wpadł w kłopoty. Dzień ten, 2 sierpnia 2024 roku, mógł zakończyć się tragicznie, jednak dzięki szybkiej i skutecznej interwencji policjantów z Krynicy Morskiej cała sytuacja została opanowana.
Nieszczęsny incydent wydarzył się w czwartek około godziny 15:30. Sygnał o niebezpiecznym zdarzeniu dotarł do dyżurnego nowodworskiego komisariatu. Informacja brzmiała alarmująco: podczas windsurfingu dwie osoby zostały porwane przez silny wiatr i znalazły się w głębi zalewu. Siła wiatru oraz prądy wodne utrudniały im powrót na brzeg.
Późniejsze ustalenia pozwoliły na pełniejsze zrozumienie sytuacji. Okazało się, że to 18-letnia dziewczyna i jej 12-letnia towarzyszka, podczas uprawiania windsurfingu, zostały porwane przez niespodziewanie silne podmuchy wiatru, które zepchnęły je na głęboką wodę. Jak relacjonuje asp. Łukasz Kirkuć z zespołu prasowego KWP w Gdańsku, młode windsurferki znalazły się w pewnym momencie aż 400 metrów od brzegu, a ich odległość od lądu nieustannie rosła. Starsza z dziewcząt, ogarnięta paniką, skoczyła do wody i próbowała dopłynąć do brzegu. Na szczęście, całe zdarzenie obserwował ich 63-letni dziadek, który bez namysłu rzucił się na pomoc i próbował dopłynąć do nich na swojej desce windsurfingowej.